Hmm jest coś co mógłbym zrobić. Kość całkowicie by się zrosła i mogłaby polecieć już nawet dziś, ale.... ale to wyczerpie zapewne całą moją energię i będę dość słaby hm....
-Więc ? Powiedz że potrafisz coś zrobić aby to przyspieszyć, proooszeee -zrobiła wielkie oczy, a ja prychnąłem rozbawiony.
-...Tak potrafię to przyspieszyć -powiedziałem po chwili.
-Super ! A co chcesz zrobić ?
-Posiadam pewną moc... Potrafię leczyć za pomocą kryształów i jeśli wystarczająco się skupię i włożę w to wystarczająco siły i energii to powinienem wyleczyć twoje skrzydło -powiedziałem idąc w głąb jaskini w której aktualnie się znajdowaliśmy. Była to naprawdę duża jaskinia i swobodnie pomieści kilka smoków, więc idealnie nadaje się na moją małą lecznice.
-Czyli wyleczysz ją tak zupełnie i będę mogła już dziś polecieć ?! -wręcz pisnęła ucieszona.
-Jeśli mi się uda to tak... -wróciłem do smoczycy, a w okół mnie latało parę przezroczystych kryształów -A teraz się uspokój i usiądź wygodnie, muszę się skupić. Pokaż skrzydło -rozłożyła złamane skrzydło, ustawiłem kryształy tak aby lekko dotykały miejsca gdzie jest złamana kość, ale aby nie leżały na skrzydle tylko nad nim lewitowały -Prawdopodobnie zrobią się ciepłe, więc się nie wystrasz, ale nie nagrzeją się na tyle aby cię oparzyć -oznajmiłem.
-Dobrze -potrząsnęła energicznie głową, a ja przystąpiłem do działania.
Zacząłem po cichu recytować pewną formułkę, zaklęcie, a moje oczy i niebieskie znaczenia na ciele zaczęły świecić lekką niebieską poświatą. Kryształy rozbłysły najpierw białym światłem, później lodowatym niebieskim kolorem. Powoli się nagrzewały, żółty, pomarańczowy, a na samym końcu czerwonym który później zmienił barwę na krwistą czerwień tak samo jak moje oczy i znaczenia na ciele. Vatariath spojrzała na mnie ze zdziwieniem i jeżeli dobrze zauważyłem lekkim zaniepokojeniem, jednak po chwili oderwała ode mnie wzrok i nerwowo machnęła ogonem patrząc na kamienie które znów lewitowały lekko nad jej złamanym skrzydłem. Już kończyłem recytowanie formułki, a kamienie z pewnością były już ciepłe i przybrały swój końcowy kolor. Wraz z wypowiedzeniem ostatniego słowa z kryształów ulotniła się moc i znów stały się przezroczyste. Moje oczy i znaczenia wróciły do poprzedniej zwykłej niebieskiej barwy.
-Już ?.... -zapytała niepewnie smoczyca.
-Tak, możesz już latać, więc idź -lekko się uśmiechnąłem.
Zanim spostrzegłem smoczyca wyleciała z jaskini z okrzykiem radości. Zaśmiałem się pod nosem i ciężko opadłem na ziemię. Takie czary, uleczanie większych ran potrzebuje większej ilości siły i energii wkładanej w kryształy. Jest to bardzo męczące, na ogół tego nie robię ponieważ jeśli się przesadzi można na tyle się wykończyć iż doprowadzi to do śmierci, ale zrobiłem to dla Vatariath. To widać iż jest to bardzo energiczna smoczyca i kocha latać, więc trudno byłoby utrzymać ją w jednym miejscu i zakazać latać aby skrzydło odpowiednio się zrosło. Chwilę odpocznę, zregeneruję siły i polecę na małe polowanie.
<Vatariath? Wybacz że musiałaś tak długo czekać>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz