-A więc gdzie idziemy?- spytałem
-Przed siebie- powiedziała tylko tyle.
Szliśmy w ciszy oglądając otaczającą nas przyrodę. Lubiłem tak robić. Panowała wtedy błoga atmosfera, a ja mogłem się uspokoić.
Alice najwyraźniej też to lubiła, bo żadne z nas nie chciało się odezwać, aby nie zapeszyć tej chwili.
Po 15- nastu minutach doszliśmy na jakąś łąkę. Było na niej pełno chabrów i maków. Z boku było kilka liściastych drzew- klony. Gdzieniegdzie latały wszelako kolorowe motyle i ptaki
-Pięknie- zacząłem
-Nie mogę zaprzeczyć
-Pierwszy raz widzę to miejsce- odpowiedziałem
-Ja również. Idziemy na ślepo i nagle coś takiego!- zaśmiała się
Alice?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz