Słońce prawie już zapadło w sen.
Ostatni raz musnęło swym jasnym promieniem horyzont i pożegnało
się ze stworzeniami na dobre kilka godzin. Leżałem na jednym z
wzgórz i obserwowałam jak księżyc zamienia się z ognistą kulą
miejscami tworząc majestatyczny widok. Dopiero gdy było już
całkowicie ciemno wstałem i rozprostowałam skrzydła. Lekki, nocny
wiatr zaczął powiewać liście wysokich drzew tworząc przy tym
delikatny dźwięk. Rozejrzałem się dookoła, a następnie znów
spojrzałem w niebo. Użyłem w końcu swoich błoniastych kończyn i
wzbiłem się z siłą i impetem w przestworza, które spowite były
nocą. Moje jaskrawo-złote ślepia wpatrywały się w błyszczące
gwiazdy.
Zniżyłem lot i obserwowałam co dzieje się na dole. Ostatnie z
dziennych stworzonek chowały się w swoich norach, normalnie lisy i
ptaki. Można było spotkać tylko ludzi i jakieś normalne
zwierzęta. Usłyszałem huczenie sowy. Postanowiłem pomyśleć w samotności. Zobaczyłem
małą polankę godną uwagi. Jeśli suchą trawę i małe drzewa
można nazwać godnymi uwagi..
Zacząłem lądować i po chwili z
gracją osiadłem na ziemi. Musiałem zmniejszyć wielokrotnie swoje rozmiary. Położyłem głowę w łapach i zamknąłem na chwilę oczy. Usłyszałem ciche stąpnie
stóp. Ciężar obcego stworzenia zgniótł jakiś cienki patyk,
który wydał donośny dźwięk. Wstałem niczym maszyna, która
dostała komendę. Uderzyłem w pobliskie drzewo
ogonem. Obaliło się i zobaczyłam przeciwnika. Była to smoczyca...
<Magic?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz