Od Killer'a

-To ja lecę.-odezwałem się do Amaimona wychodząc z jaskini.
-Znowu idziesz?-spytał.
-Tak...-stanąłem przy wyjściu i spojrzałem na mojego Pana-Nie mogę tak ciągle siedzieć w miejscu bezczynnie.
-To idź coś pozabijać.-mruknął bez emocji-Od razu ci się polepszy.
Kiwnąłem głową i wyszedłem. Przynajmniej on mnie rozumie. Bardzo jego doceniałem i szanowałem. Było dosyć pochmurno, ale nie padał deszcz. Wzbiłem się w powietrze. Niedługo po tym byłem przy chmurach. Znajdowałem się nad jeziorem. Spojrzałem w dół. Zauważyłem dwa ptaki lecące obok siebie. Uśmiechnąłem się złowieszczo i zniżyłem lot. Niedługo po tym goniłem ptaki. Złapałem twa w swoją ogromną paszczę, poleciała krew. Ulotniło się z nich życie. Puściłem ciała, które spadły do wody. Śmierć innych sprawiała mi przyjemność nie wiem czemu... Wylądowałem na brzegu jeziora i usiadłem, patrząc w swoje odbicie. Czemu taki jestem? Jeszcze ta czaszka zamiast zwykłego łba. Wtedy z lasu, który rósł nieopodal wyszedł smok. Natychmiast wstałem i wyprostowałem się, ukazując kły. Ryknąłem na smoka.
< Jakiś smok?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^