Zmarszczyłam brwi i zamyśliłam się.
- Hm... Ogółem rzecz biorąc, ciekawych miejsc jest wiele, ale wszyscy je znają. Jeśli chcesz, możemy przekroczyć tereny watahy i pozwiedzać to i owo. - skwitowałam.
- Czy przekraczanie terenów nie jest zabronione? - uniósł brew i spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Sama nie wiem. Ale myślę, że nawet jeśli jest, jak nie sprowadzimy tu oczywiście totalnej zagłady, to alfa przymknie na to oko.
Kąciki ust Ren'a wygięły się w lekkim uśmiechu.
- To jak? - zapytałam, przekrzywiając lekko łeb. - Idziemy, czy będziemy dalej tak tu siedzieć?
- Idziemy! - odparł stanowczo i ruszył przed siebie.
Dogoniłam go. Basior stawiał większe kroki niż ja, dlatego niekiedy musiałam truchtać, aby dotrzymać mu kroku.
- Powiedz mi, co sprawdzałeś na czubku drzewa? - zapytałam, przyśpieszając, żeby zrównać się z Ren'em.
- Nic ważnego. - odpowiedział, zamyślony, nawet na mnie nie spoglądając.
Zmarszczyłam brwi.
- A masz smoka?
- Nie. - znów ten obojętny ton.
- Stanowisko?
- Morderca.
- Żywioły? - cały czas zadawałam pytania.
- Mrok i cień.
- Lubisz fioletowe jednorożce biegające po łące z cukierków i pożerające basiorów imieniem Ren? - zapytałam kąśliwie, marszcząc brwi.
- Nie. - odparł od razu, nie wykazując nawet odrobiny zdziwienia niecodziennym pytaniem.
Parsknęłam i podbiegłam kawałek, stając naprzeciwko niego.
- Ren! Ty w ogóle mnie nie słuchasz! - warknęłam, wzdychając.
- Słucham? - spojrzał na mnie, jakby dopiero co otrząsnął się ze snu.
Przewróciłam oczami.
- Nieważne, wiem co chcę. Daję za wygraną.
- Słyszałem, że to ty jesteś cicha, nieśmiała i zamyślona. Jakoś się nie sprawdza. - mruknął, a ja spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
- Owszem, jestem cicha i nieśmiała, ale jak kogoś nie znam. A poza tym zamyślona jestem wiecznie, ale tego nie okazuję. W przeciwieństwie do niektórych. - zaśmiałam się lekko.
Basior westchnął i stanął, poruszając lekko uszami. Również to usłyszałam. Wytężyłam wzrok i zaczęłam się rozglądać.
- Wiesz, że właśnie przekroczyliśmy tereny? - szepnął mi do ucha, a ja lekko skinęłam łbem.
- Wiem. - odparłam cicho - Poznałam po zapachach. Różnią się, zdecydowanie.
- Wiesz kto to? - zapytał.
- Nie, ale jest kilkadziesiąt metrów na północny-wschód od nas. W tamtych krzakach.
- Też go widzę. A raczej ich. Bodajże trzech, ale czwarty może się gdzieś czaić, bo wyczuwam jego słaby, najwyraźniej zamaskowany, zapach.
Wbiłam pazury w ziemię, kiwając łbem. Wrogowie? Przyjaciele?
Nie. Gdyby mieli pokojowe zamiary, nie czaili by się w krzakach.
- Pokażcie się. - głos Ren'a zagrzmiał. Był poważny i ostry, a do tego opanowany. Uśmiechnęłam się pod nosem. A mieliśmy nie sprowadzać kłopotów...
Trójka wilków wyszła zza krzaków. Teraz wyraźniej wyczuwałam czwartego. Był za nami, zapewne chcąc nas zaskoczyć.
Nie myliłam się. Kiedy trzy basiory zbliżały się do nas, wadera, sądząc po zapachu, skoczyła na nas od tyłu. Zaufałam Ren'owi, nie obracając się. Nie spuszczałam basiorów z oczu. Trafiłam, ponieważ Ren obrócił się i przeteleportował za waderę, uderzając ją w tył głowy, przez co upadła bezwładnie na ziemię, tracąc przytomność.
- Nie chcemy walczyć. - oznajmiłam pozornie stanowczo, choć w głębi duszy nie byłam pewna co mówię.
Ren spojrzał na mnie, ukradkiem unosząc brew. No tak, morderca.
- A my szukamy wartościowych rzeczy. Tak się składa, że czaszka na ogonie Twojego towarzysza wygląda na cenną. - odparł jeden, uśmiechając się gorzko.
- Tak się składa - syknął Ren - że ona należy do mnie.
Basiory na te słowa zareagowały błyskawicznie. Rzuciły się w naszym kierunku. Ren stanął przede mną, jakby chciał powiedzieć, że zajmie się wszystkimi. Ominęłam go jednak i spojrzałam jednemu głęboko w oczy. Moje źrenice rozszerzyły się. Basior nagle upadł na ziemię, wijąc się z bólu.
- Iluzja zakończona sukcesem. - wymamrotałam z satysfakcją.
Ren w tym czasie powalił drugiego, rozpruwając mu przy tym gardło. Chciał zaatakować trzeciego, ale oczywiście ja chciałam się przed nim wykazać, dlatego też zagrodziłam mu drogę i rzuciłam się na ostatniego, obcego basiora, powalając go i znów rzucając iluzję.
- Iluzja? Ciekawie. Ale dlaczego żadnego z nich nie zabiłaś? - zapytał Ren.
- Po co? Nie lubię bezsensownego rozlewu krwi.
- Oni nie zawahaliby się zrobić tego z nami. - mruknął. - Zresztą, jak chcesz.
- Chodźmy. - ruszyłam do przodu. Ty razem ja nadawałam tempa.
Po chwili jednak wyczułam obecność jeszcze kilku stworzeń. Ren najwyraźniej też. Bez słowa ruszyliśmy w tamtym kierunku. Na miejscu zastaliśmy widok krwi.
- Martwa smoczyca... - wybełkotał Ren na widok bezwładnego ciała, marszcząc brwi.
- Kto mógł to zrobić? - zapytałam, zaciskając zęby. W moich oczach nagromadziły się łzy.
- Nie wiem. Możliwe, że to tamte wilki. Została zabita niedawno, najwyraźniej poprzez włócznię, która trafiła ją w serce.
Skinęłam łbem, przełykając ślinę. Podeszłam do wysokich krzewów, usłyszawszy dziwny dźwięk. Jakby coś pękało.
- Ren! - zawołałam. Odebrało mi dech w piersi. - Ren, szybko, chodź tu!
Basior przybiegł prędko. Spojrzał przed siebie.
Za krzewami, w wielkim zagłębieniu, leżały trzy jaja. Jedno z nich zaczęło pękać.
- To najwyraźniej była ich matka. - zauważył.
- Co z nimi zrobimy? - zapytałam troskliwie.
- Nic. - odparł, wzruszając ramionami, o ile można tak powiedzieć o wilku.
- Jak to nic?! - zapytałam z oburzeniem. - Chcesz je zostawić na pastwę losu?! Zginą bez naszej pomocy! - warknęłam i spojrzałam na basiora z wyrzutem.
Ren? ^^
PS. Jak mówiłam, wyjeżdżam, więc na kolejne opowiadanie nieprędko odpowiem ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz