Usiadłam nad jeziorem przy moim towarzyszu.
-I jak ? Opowiedziała ci wszystko ? -zapytał podnosząc łeb, przytaknęłam.
-Szamanka opowiedziała mi do końca historię tej watahy. Dość interesująca była to bitwa hmm dużo wilków straciło w niej życie.
-Wojna zawsze przynosi śmierć i ból -powiedział patrząc gdzieś przed siebie zamyślony.
-Zawsze tak było i będzie. Już nie jedną przecież przeżyłam.... Ale dobrze o tym wiesz, przecież byłeś przy mnie.... Ale kontynuując. Szamanka u której byłam pochodzi z klanu Na'vi który uczestniczył w wojnie. Ona sama też uczestniczyła w tej wojnie i była jedną z nielicznych którzy przeżyli. Mówiła iż alfa tej watahy to Aro i to on zabił Ciemnego Władcę.
-Rozumiem.... Mężny, silny i odważny zatem ten basior. Zakończył tym wojnę i nastał spokój... Na razie... -mruknął.
-Co masz na myśli ? -odwróciłam łeb w jego stronę.
-Nic nie trwa wiecznie. Mam dziwne przeczucia, iż to jeszcze nie koniec...
-To miejsce się odradza, więc nie zasiewaj mi tu tych swoich czarnych myśli.
-Hmm to tylko moje przeczucia. Możliwe iż wszystko będzie odżywać po wojnie, a w ziemię i wilki wstąpi nowe życie tak jak dotychczas. Zawsze będą o tym pamiętać, ale nie mogą tego ciągle wspominać i się zadręczać, muszą żyć teraźniejszością. Ah, ale kto wie co przyniesie jutro ?... -westchnął.
-Znów to robisz -warknęłam.
-Dobrze już kończę.... Więc ile udało ci się dziś zobaczyć, zwiedzić ?
-Mają bardzo obszerne tereny, ale zwiedziłam wszystko co było dla mnie dostępne, reszta to miejsca gdzie mogą wejść tylko członkowie watahy, ale te miejsca też zobaczę...
-Więc tym razem dołączamy do tej watahy ?
-Tak. I myślę iż osiądziemy tutaj na dłużej, ta ciągła wędrówka ostatnim czasem już powoli mnie męczy, a wiecznie młoda też nie będę.
-To dobrze. Powinnaś sobie kogoś znaleźć i założyć rodzinę...
-Przestań -warknęłam -Nie jest mi ona potrzebna. I tak samo jak powiedziałeś nikt nie wie co przyniesie jutro, może postanowię jednak wędrować dalej ? -odparłam, a Ace jedynie sapnął z rezygnacją.
-To może chodźmy zapolować ? Wyruszyłaś wczesnym rankiem, a wręcz nocą i wróciłaś dopiero teraz gdy robi się już ciemno. Na dodatek uparłaś się iż chcesz iść sama, a ze mną to wszystko poszłoby o wiele szybciej -spojrzałam w niebo, faktycznie robi się już ciemno.
-Dobrze chodźmy. Nie jadłam przez cały dzień.
Bardzo szybko znaleźliśmy nasze ofiary. Była to grupka saren. Aceiro nawet na mnie nie zaczekał, jedynie wzleciał w powietrze i złapał w swoje pazury cztery sarny. Jedną zjadłam ja, a on praktycznie na raz zjadł pozostałe trzy. Następnie poszliśmy na łąkę aby tam spędzić noc. Będąc już na miejscu weszłam na dość duże wzniesienie, a Aceiro położył się pod nim tak iż nie był go widać od tylnej strony wzniesienia. Powiedzieliśmy sobie nawzajem "Dobranoc" i wygodnie ułożyliśmy aby po chwili zasnąć... No dobra ja chodź wałęsałam się cały dzień i przebyłam parę kilosów to i tak nie byłam zmęczona, a Ace chodź spał to chyba i tak nasłuchiwał. Po chwili otworzyłam oczy i zaczęłam patrzeć na krajobraz. Nagle poczułam zapach obcego basiora, później kroki i ciche warczenie.
-Basiorze przebywasz na terenach Wspólnoty Nocy, obudź się ! -usłyszałam jego donośny głos.
"Basiorze" ? No dobra może wielkością dorównuję basiorom, jest ciemno i wiatr wieje w inną stronę, więc nie czuje mego zapachu, ale bez przesady... Uniosłam łeb i odwróciłam go w jego stronę.
-Nie jestem basiorem mój drogi -odpowiedziałam spokojnie, wstałam i powoli do niego podeszłam. Usiadłam naprzeciw niego i przyjrzałam się mu. Po chwili kącik mojego pyska uniósł się w lekkim tajemniczym uśmiechu, spojrzałem głęboko w oczy basiora i czekałam na jakąkolwiek jego reakcję.
<Aro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz