Biegłam, w pogoni za zającem. Nie byłam głodna, ale po prostu szukałam rozrywki. Moje mięśnie pracowały płynnie i szybko. Biegłam, nie odczuwając zmęczenia. W końcu zdecydowałam, że to dobry moment na skok. Sprężyłam całe ciało i z łatwością obaliłam swą ofiarę. Spojrzałam na martwego zająca i westchnęłam ciężko. Wzięłam go w zęby i zaczęłam biec z nim w kierunku swojej jaskini. Nie śpieszyło mi się, więc nie był to bardzo szybki bieg. Można by go w sumie nazwać szybszym truchtem. W końcu znalazłam się u progu mojego skromnego mieszkanka. Rzuciłam padlinę do konta jaskini, a sama usiadłam na środku. Rozglądnęłam się i postanowiłam, że się przejdę. Tym razem leniwie zmierzałam w kierunku jeziora. W końcu dowlokłam się do celu. Dzień był jak marzenie. Świeciło słońce, ptaki radośnie śpiewały.... Westchnęłam zadowolona. Wpatrywałam się w taflę wody. Nie mogłam uwierzyć, że to ja. Kiedyś byłam samotną, ponurą waderą. Wtedy moje futro miało szarawy odcień, a oczy wciąż były zamglone. A teraz? Teraz należę do watahy, jestem szpiegiem. Odzyskałam sens życia. Moje futro jest żółte, a oczy szklą się w blasku słońca. Z zamyśleń wyrwał mnie odgłos stąpania jakiegoś wilka. Odwróciłam się i wciągnęłam powietrze do nosa. Wczułam się w to, co podpowiada mi instynkt. Wiedziałam już całkiem wiele o tym wilku. Wszystko wyczytałam z zapachu. Patrzyłam w tamtą stronę i w końcu moim oczom ukazała się postać basiora. Była z naszej wspólnoty, co odczytałam po znajomej mi już woni. Zmierzyłam go wzrokiem i powoli do niego podeszłam.
Kieł?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz