Od Junni- do Aro

Wstałam wcześniej niż zwykle i zaczęłam zbierać wczoraj upolowane króliki do torby, którą też zrobiłam wcześniej. Postanowiłam przełamać strach i wyruszyć na poszukiwanie mojego newego przyjaciela - smoka. Strasznie się bałam ale Czarna Wdowa ma rację. To wataha wilków jak i smoków. W końcu i tak będę musiała stanąć na przeciwko smoka. Wyszłam zza drzewka ze spakowanymi rzeczami i ruszyłam w drogę do... Krainy Dzikich Smoków. Na pewno nie uda się bez ran, ale też chyba nie będzie tak źle, prawda?
Szłam już chyba pół dnia kiedy ujrzałam pierwszego smoka. Na szczęście nie zauważył mnie. Poszłam dalej. Po godzinie zobaczyłam chyba jakiś smoczą migrację - smoki, wiele smoków latało przy sobie.
Przeszłam jeszcze parę metrów kiedy moim oczom ukazało się smocze, pękające jajo. Obejrzałam się - nic. Spojrzałam przed siebie i w krzakach dostrzegłam jakiś ruch. Po chwili wyłoniły się z nich trzy młode smoki, które chyba chciały zjeść owe jajko. Wzięłam szybko smocze nieszczęście na grzbiet i szybkim ruchem przywiązałam je do siebie aby w czasie pogoni nie spadło. Smoczki zobaczyły co robię i skoczyły aby mnie złapać. Jednak źle oceniły odległość i zbrakło im jeszcze czterech metrów.
Odwróciłam się i zaczełam biec co jakiś czas spoglądając w tył. Młode rozłożyły skrzydła i poleciały za mną. Ja byłam szybsza i zwinniejsza i skoczyłam w zarośla tym samym znajdując się blisko - jeśli można nazwać tak dwie godziny drogi - mojego drzewa.
Gdy pokonałam pierwsze 100 metrów z radością stwierdziłam, że tamte smoki mnie zostawiły.
Po kilku godzinach dotarłam do domu i położyłam na moim posłaniu jajo, które już prawie się rozpadło.
Poczekałam kilka minut i zabaczyłam jak część skorupki odpada i z dziurki w jaju wystaje malusieńka główka. Potem to samo stało się z tyłem jajka i widać już było słodką buźkę i ogon mojego nowego podopiecznego.

~~~

Minęło kilka dni od tamtego zdarzenia. Wcześniej poinformowałam alfę, który zgodził się abyśmy razem przyszły do niego właśnie dziś. Poprosiłam go aby było to ciche spotkanie. Zgodził się, także. Właśnie do niego szłyśmy, a Nav (skrót od Navadii) uczyła się latać. Raz deptała obok mnie, to zaraz znów w górę.
- Już jesteśmy. - powiedziałam do niej.
- Napra...wdę? - wykrztusiła Navadii. Nie umiała jeszcze mówić. Dopiero się uczyła.
- Tak.
Podeszłam do wejścia jaskini Alfy.
- Jest ktoś tu? - spytałam.
Po chwili odpowiedział mi głos Aro.
- Tak, wejdzicie.
Wraz z małą weszliśmy do jaskini. Aro siedział pod ścianą. Prawie nie było go widać gdyby nie to, że się ruszał.
- To właśnie jest Navadii.
- Navadii, tak? Brzmi trochę jak pewien klan...
- Tak, wiem.
- Navvaddi! - krzyknęła w tym czasie Nav, która usłyszała swoje imię.
Spojrzałam na nią wraz z Aro.
- To jak? Może zostać, prawda? - postanowiłam spytać prawie od razu.

Aro?
<Chyba nie odmówisz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^