Byłem przy jakimś stawie. Podniosłem głowę do góry i wciągnąłem powietrze nozdrzami. Poczułam zapach Irviny i jakiegoś innego basiora. Jednak czułem też jakiś smród. Obejrzałem się i po chwili ruszyłem dalej.
Zagłębiłem się w lesie. Czułem jak coś na mnie patrzy. Jakby zaraz miało wyskoczyć.
Spojrzałem w krzaki. Najpierw nic nie zobaczyłem. Lecz gdy spojrzałem bliżej zobaczyłem wielkie błękitne ślepia. Wyszczerzyłem kły. Wtedy to coś rzuciło się na mnie i przygwoździło do ziemi.
-Kim jesteś!-wrzasnąłem wyrwając się
-Jestem koszmarem. Złem. Mam wiele imion, lecz teraz jestem posłańcem.-syknął i przycisnął mnie bardziej do ziemi.-Już nikogo nie uratujesz-powiedział po czym przybliżył swoją gębę do mojego pyska. Czułem jego oddech. Okropieństwo. Nagle usłyszałem pisk. Znikł. Wstałem i pobiegłem w stronę dziwnego dźwięku.
Irvina???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz