Ruszyłem za waderą. Miałem nadzieję, że właśnie tu znajdę swój skrawek ziemi. Miałem dość włóczenia się! Co prawda mogłem robić co chcę, ale.... Ale i tak chciałem tutaj dołączyć. Wyrównałem chód z Glimmer. Przyglądałem się jej w milczeniu. Nagle przed oczami ujrzałem swoich rodziców. Byli w klatce. Ich ciała były pokaleczone. Krwawili... Patrzyli na mnie z nadzieją, tłumioną bólem.
Upadłem. Czułem się, jakby zaraz miała mi eksplodować głowa. Zwijałem się z bólu. Ten krótki fragment powracał do mnie kilka razy. Działo się to szybko, ale ból przeciągał się w nieskończoność. W końcu wszystko ustało. Otworzyłem oczy. Nade mną stała wyraźnie zaniepokojona Glimmer.
-
Co się stało? Nic ci nie jest?- spytała
-
Nie nic.- wstałem i uśmiechnąłem się sztucznie. Tak naprawdę to ból był silny. Ledwo słaniałem się na nogach, lecz nie okazywałem tego.- Idziemy?
Glimmer??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz