Skoczyliśmy w stronę smoka. Dan odwracał jego uwagę, a my atakowaliśmy. Nie zadawaliśmy mu bolesnych ciosów, lecz próbowaliśmy nakłonić go do poddania się, lub zwyczajnie do opuszczenia naszych terenów. Był to żmudny, męczący i czasochłonny proces. Lecz w końcu udało się, osiągnęliśmy sukces. Smok dał za wygraną. Zaryczał głośno i machnął swoimi rozłożystymi skrzydłami. Wzbił się w powietrze i odleciał. Z zapartym tchem śledziłam każdy jego ruch. Łuski smoka połyskiwały pełnią błękitu, a skrzydła pracowały płynnie. Ta dzika bestia kryła w sobie tyle siły, acz tyle gracji... Była dzika i wolna, lecz też śmiertelnie niebezpieczna. Najprawdopodobniej gdyby było ich więcej, nie osiągnęlibyśmy tego, co chcieliśmy. Uśmiechnęłam się pod nosem. W końcu odezwał się alfa, Aro.
Aro??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz